Witam Was :)
Wiem, że większość ludzi docenia poranne zmiany w pracy, szkole itp. Lubi wracać do domu po południu i cieszyć się tymi pozostałymi godzinami w pełnym słońcu. Potem chwilą relaksu wieczorem i stosunkowo wczesną wizytą "pod pościelą". Większość tak...Ale nie ja. Otóż dla mnie wstawanie w okolicach świtu jest katorgą, dzień rozpoczynam wtedy od serii przygnębiających myśli,które skupiają się głównie na tym, że już muszę pędzić do obowiązków i nie mam czasu dla siebie. Zazwyczaj nie mam wtedy czasu na poranne "stopniowe" przysposobienie do życia, ciepłe i duże śniadanie, sprawdzenie poczty, czy pieczołowite dopieranie garderoby... Jest szybko i byle jak, po południu człowiek taki wraca do domu i dopada go potężna faza zmęczenia i znużenia, która to psuje nastrój i albo kończy się zbyteczną drzemką, albo tradycyjnym "patrzeniem z byka" na wszystkich, którzy wstawali później, bądź też pracowali krócej. Co więcej wieczorem (w moim przypadku raczej w nocy), gdy to zazwyczaj rozpoczynałbyś czas absolutnej, błogiej, niczym nie zakłócanej ciszy... Ty idziesz spać, bo jeżeli tego nie zrobisz rano będziesz tego niesamowicie żałował.
Tak więc nie jestem normalna, nie mówię tu o spaniu do południa, ale życie rozpoczynane o 5 czy 6 rano nie jest dla mnie. Dzień bez czasu sam na sam, w ciszy absolutnej również nie...Gdybym żyła w świecie Harrego Pottera i posiadała "zmieniacz czasu" zapewne wykorzystałabym go w połowie na odespanie zaległości a w drugiej połowie życie nocne, bo nic tak nie koi moich nerwów i nie uspokaja myśli...
jak spokojny, powolny i odrobinę mroczny klimat nocy.
---
Wiem, że większość ludzi docenia poranne zmiany w pracy, szkole itp. Lubi wracać do domu po południu i cieszyć się tymi pozostałymi godzinami w pełnym słońcu. Potem chwilą relaksu wieczorem i stosunkowo wczesną wizytą "pod pościelą". Większość tak...Ale nie ja. Otóż dla mnie wstawanie w okolicach świtu jest katorgą, dzień rozpoczynam wtedy od serii przygnębiających myśli,które skupiają się głównie na tym, że już muszę pędzić do obowiązków i nie mam czasu dla siebie. Zazwyczaj nie mam wtedy czasu na poranne "stopniowe" przysposobienie do życia, ciepłe i duże śniadanie, sprawdzenie poczty, czy pieczołowite dopieranie garderoby... Jest szybko i byle jak, po południu człowiek taki wraca do domu i dopada go potężna faza zmęczenia i znużenia, która to psuje nastrój i albo kończy się zbyteczną drzemką, albo tradycyjnym "patrzeniem z byka" na wszystkich, którzy wstawali później, bądź też pracowali krócej. Co więcej wieczorem (w moim przypadku raczej w nocy), gdy to zazwyczaj rozpoczynałbyś czas absolutnej, błogiej, niczym nie zakłócanej ciszy... Ty idziesz spać, bo jeżeli tego nie zrobisz rano będziesz tego niesamowicie żałował.
Tak więc nie jestem normalna, nie mówię tu o spaniu do południa, ale życie rozpoczynane o 5 czy 6 rano nie jest dla mnie. Dzień bez czasu sam na sam, w ciszy absolutnej również nie...Gdybym żyła w świecie Harrego Pottera i posiadała "zmieniacz czasu" zapewne wykorzystałabym go w połowie na odespanie zaległości a w drugiej połowie życie nocne, bo nic tak nie koi moich nerwów i nie uspokaja myśli...
jak spokojny, powolny i odrobinę mroczny klimat nocy.
---
A touch of lightness in black:
---
Odnośnie stroju:
Sukienka tuba z New Yorker doskonale sprawdza się w roli topu pod
lekko prześwitujące spódnice, ta akurat kupiona została na AliExpress i
wierzcie mi, mimo tego przygnębiającego koloru przykuwa spojrzenia. Co
do butów i torebki - tak mecze je do znudzenia, ale czas na
przygnębiające torebki i pełne szpilki jeszcze przyjdzie... tak więc nie
warto go pospieszać ;).
Prosta muzyka na dziś:
:)
---
Doceń innych,
dopiero potem oni docenią Ciebie.
xXx
MaMi
---
instagram.com/world_of_mami/
www.youtube.com/user/worldofmami/videos?
www.world-of-mami.pinger.pl
www.facebook.com/pages/MaMi/829353627087669